Na ostatnią sobotę listopada w
całej Europie przypada dość osobliwe, powiedziałabym nawet nieco fantazyjne
święto - Dzień Bez Zakupów.
Inicjatywa ta ma celu zwrócenie uwagi świata na postępujący konsumpcjonizm, na
nadmierne przywiązywanie wagi do dóbr materialnych, które niejednokrotnie
wytwarzane są kosztem głodowych płac i bardzo złych warunków pracy oraz kosztem
ogromnych szkód dla środowiska naturalnego. W ramach sprzeciwu wobec takiego
stanu rzeczy powstał właśnie dzień bez kupowania.
W Polsce pierwszy raz obchodzony był on w 2003
roku. Jutro kolejna 11 edycja. Do jej świętowania przyłączyć może się każdy.
Jest tylko jeden warunek - żadnych zakupów!, żadnych sklepów, marketów,
galerii! Ale żeby to było takie łatwe???
Jutro
sobota, a więc w Mielcu jarmark,
i to w dodatku przed andrzejkami. Nie ma szans, żeby nie było tłumów. Dla
niektórych sobota bez zakupów i jarmarku to jak dzień bez wody czy powietrza.
Nie do przeżycia. Nie oszukujmy się,
żeby dzień bez zakupów miał rację bytu
to musiałyby być ustawowo zamknięte sklepy, markety, galerie, jarmarki. Ludzie
sami z tego nie zrezygnują, mają słabą silną wolę. Poza tym to sobota, a więc
wolne od pracy i większość z nas robi wówczas zapasy na weekend czy cały
tydzień.
Czy więc to nieco egzotyczne w
dzisiejszych czasach święto cieszy się w ogóle popularnością? Tego nie wiem, ale czarno to widzę. Czy
potrafimy się powstrzymać? Czy chcemy? Przecież my kochamy zakupy! Nie kupujesz
nie żyjesz! To niby tylko jeden dzień w roku, można by było dać odpocząć portfelowi.
No właśnie TYLKO albo AŻ!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz