Nie ma chyba ani jednej osoby,
która w święta czy nowy rok nie życzyłaby sobie i innym zdrowia. Jakiegoż
znaczenia to nabiera w kontekście naszej służby zdrowia, naszej a konkretnie
mieleckiej. Na początku roku zamknięte przychodnie, lekarz rodzinny nie
przyjmuje, dziecka nie zaszczepisz, recepty nie wypiszesz, L4 też – w razie
problemów zdrowotnych po - sylwestrowych
i noworocznych - więc do pracy iść trzeba! Nic dziwnego, że zabawa sylwestrowa
na mieleckim placu była bardzo spokojna, no bo przecież każdy z tyłu głowy miał
fakt, że w razie czego… rodzinny nie przyjmie. Na szczęście przychodnie już
otwarte, to znów problem ze szpitalem.
W poniedziałek miało dojść do
przełomowego spotkania stron konfliktu szpitala i podpisania porozumienia,
zgodnie z którym na podwyżki dla personelu przewidziano kwotę 1mln 750tys. zł.
Objęci podwyżką mieli być wszyscy pracownicy
oprócz lekarzy. Nie doszło jednak do tego. Ponoć lekarze upomnieli się
także o swoje, chociaż zaprzeczają „ jakoby mieli domagać się podwyżek, a
poprzez to wpłynąć na zerwanie rozmów pomiędzy dyrekcją szpitala a działającymi
tam organizacjami związkowymi”. Chociaż w cale bym się nie zdziwiła, gdyby to
była prawda, bo lekarze już chyba przyzwyczaili się, że protestuje personel
niemedyczny, a środki dzielone są na wszystkich. Lekarze dostają podwyżki
wywalczone rękami, nogami i gardłami pielęgniarek. Ale wygląda na to, że tym
razem strajkujący nie dadzą się tak łatwo wyrolować.
A może to tylko taka gra
dyrektora szpitala?, który chce doprowadzić do swoistej anarchii, skłócić
wszystkich, a potem wystąpić w roli bohatera, który ocalił szpital. A takie bohaterskie
czyny będą mu teraz potrzebne, wobec zmiany starosty – swojego przełożonego,
który już tak po plecach nie będzie go poklepywał. Jak do końca tam jest nie
wiadomo. Ja jako zwykły obywatel mogę
tylko poczytać w mediach o tej sytuacji, samemu wyrobić sobie pogląd.
Wobec takiego obrotu sprawy strajkujący
zapowiadają rozszerzenie protestu, bo
nie zgadzają się na podział środków. No i pacjenci mogą mieć problem,
szczególnie ci, którzy mają nieszczęście być poważnie chorzy, a nie mają pieniędzy
na prywatną diagnostykę i leczenie. I jak bumerang powraca pytanie: po co
płacimy te składki?
Starosta – zwierzchnik dyrektora
szpitala - na razie ostrożnie i bez pośpiechu podchodzi do sprawy. Ale w końcu
trzeba twardo uderzyć pięścią w stół i rozwiązać sprawę, bo w grę wchodzi dobro
pacjentów, czyli mieszkańców miasta i regionu, czyli potencjalnych wyborców. Przecież w końcu „Pan starosta
szczupły jest ale twardy”. Ja wiem, że Pan Tymuła nie jest ostatnio
oszczędzany, dopiero wybrany na starostę a od razu pytany o kompetencje, potem
sprawa Myśliwca, teraz szpital. Nie jest łatwo, ale w końcu kto powiedział, że
będzie łatwo… Są jednak sprawy, z rozwiązaniem których nie trzeba się śpieszyć,
ale są sprawy niecierpiące zwłoki i do takich należy kwestia szpitala.
„Zobaczyłam
szpital z moich marzeń”
– stwierdziła Ewa Kopacz, gdy w 2009 r. wizytowała placówkę w Mielcu jeszcze
jako Minister Zdrowia. Ciekawe czy pogląd ten podzielają pacjenci, którzy
czekają na poradę specjalistyczną czy zabieg po kilka miesięcy czy nawet lat,
albo ci, którzy za wizytę u kardiologa płacą 350zł?, a teraz jeszcze czy w
ogóle zostaną przyjęci w razie czego, jak tu widmo strajku! Czy tak ma wyglądać
szpital marzeń? no ja bynajmniej nie marzę o szpitalu, a na pewno nie o takim…
I co z tą mielecką opieką
zdrowotną dalej będzie? Jeśli w ogóle można ją opieką nazwać… Podejrzewam, że
tak prędko nie znajdziemy recepty na dobry system służby zdrowia, dlatego na
wszelki wypadek nie chorujcie!
Dużo
zdrowia w nowym roku!!! i cierpliwości…
Bardzo dobry wpis. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuń