środa, 14 stycznia 2015

Szpital z moich marzeń



Nie ma chyba ani jednej osoby, która w święta czy nowy rok nie życzyłaby sobie i innym zdrowia. Jakiegoż znaczenia to nabiera w kontekście naszej służby zdrowia, naszej a konkretnie mieleckiej. Na początku roku zamknięte przychodnie, lekarz rodzinny nie przyjmuje, dziecka nie zaszczepisz, recepty nie wypiszesz, L4 też – w razie problemów zdrowotnych po - sylwestrowych  i noworocznych - więc do pracy iść trzeba! Nic dziwnego, że zabawa sylwestrowa na mieleckim placu była bardzo spokojna, no bo przecież każdy z tyłu głowy miał fakt, że w razie czego… rodzinny nie przyjmie. Na szczęście przychodnie już otwarte, to znów problem ze szpitalem.
W poniedziałek miało dojść do przełomowego spotkania stron konfliktu szpitala i podpisania porozumienia, zgodnie z którym na podwyżki dla personelu przewidziano kwotę 1mln 750tys. zł. Objęci podwyżką mieli być wszyscy pracownicy  oprócz lekarzy. Nie doszło jednak do tego. Ponoć lekarze upomnieli się także o swoje, chociaż zaprzeczają „ jakoby mieli domagać się podwyżek, a poprzez to wpłynąć na zerwanie rozmów pomiędzy dyrekcją szpitala a działającymi tam organizacjami związkowymi”. Chociaż w cale bym się nie zdziwiła, gdyby to była prawda, bo lekarze już chyba przyzwyczaili się, że protestuje personel niemedyczny, a środki dzielone są na wszystkich. Lekarze dostają podwyżki wywalczone rękami, nogami i gardłami pielęgniarek. Ale wygląda na to, że tym razem strajkujący nie dadzą się tak łatwo wyrolować.  
A może to tylko taka gra dyrektora szpitala?, który chce doprowadzić do swoistej anarchii, skłócić wszystkich, a potem wystąpić w roli bohatera, który ocalił szpital. A takie bohaterskie czyny będą mu teraz potrzebne, wobec zmiany starosty – swojego przełożonego, który już tak po plecach nie będzie go poklepywał. Jak do końca tam jest nie wiadomo.  Ja jako zwykły obywatel mogę tylko poczytać w mediach o tej sytuacji, samemu wyrobić sobie pogląd.
 Wobec takiego obrotu sprawy strajkujący zapowiadają rozszerzenie protestu,  bo nie zgadzają się na podział środków. No i pacjenci mogą mieć problem, szczególnie ci, którzy mają nieszczęście być poważnie chorzy, a nie mają pieniędzy na prywatną diagnostykę i leczenie. I jak bumerang powraca pytanie: po co płacimy te składki? 
Starosta – zwierzchnik dyrektora szpitala - na razie ostrożnie i bez pośpiechu podchodzi do sprawy. Ale w końcu trzeba twardo uderzyć pięścią w stół i rozwiązać sprawę, bo w grę wchodzi dobro pacjentów, czyli mieszkańców miasta i regionu, czyli potencjalnych wyborców. Przecież w końcu „Pan starosta szczupły jest ale twardy”. Ja wiem, że Pan Tymuła nie jest ostatnio oszczędzany, dopiero wybrany na starostę a od razu pytany o kompetencje, potem sprawa Myśliwca, teraz szpital. Nie jest łatwo, ale w końcu kto powiedział, że będzie łatwo… Są jednak sprawy, z rozwiązaniem których nie trzeba się śpieszyć, ale są sprawy niecierpiące zwłoki i do takich należy kwestia szpitala.
„Zobaczyłam szpital z moich marzeń” – stwierdziła Ewa Kopacz, gdy w 2009 r. wizytowała placówkę w Mielcu jeszcze jako Minister Zdrowia. Ciekawe czy pogląd ten podzielają pacjenci, którzy czekają na poradę specjalistyczną czy zabieg po kilka miesięcy czy nawet lat, albo ci, którzy za wizytę u kardiologa płacą 350zł?, a teraz jeszcze czy w ogóle zostaną przyjęci w razie czego, jak tu widmo strajku! Czy tak ma wyglądać szpital marzeń? no ja bynajmniej nie marzę o szpitalu, a na pewno nie o takim… 
I co z tą mielecką opieką zdrowotną dalej będzie? Jeśli w ogóle można ją opieką nazwać… Podejrzewam, że tak prędko nie znajdziemy recepty na dobry system służby zdrowia, dlatego na wszelki wypadek nie chorujcie!
Dużo zdrowia w nowym roku!!!  i cierpliwości…

1 komentarz: