Wielkimi
krokami zbliżają się Mikołajki, a następnie Gwiazdka. Znów pojawia się dylemat:
jakie prezenty na te okazje wybrać dla naszych najbliższych?!
Bez wątpienia książkę! Albo
książki!
Ja oczywiście
polecam te swojego autorstwa: "Paryż w piątek 13-tego" i
"Upadek". Obydwie znajdziecie w Księgarni Dębickich w Mielcu
(ul. Mickiewicza 5).
Poniżej prezentuję fragment książki "Upadek". Oczywiście zachęcam do sięgnięcia po
więcej :-) :-) :-)
Wszystkiemu
z boku przyglądała się Urszula. Z lekka uśmiechała się na zabawne uwagi i
dogłębne pytania Karolka, ale nie był to szczery, otwarty uśmiech. W niczym nie
przypominała tej zadowolonej i podekscytowanej kobiety, co przed wyjściem
Franka. Była milcząca, wykonywała nerwowe ruchy, wyraźnie też unikała kontaktu
wzrokowego. Nie obejrzała nawet medalu i nie obdarzyła męża słowami uznania.
A takie
zachowanie nie było w jej stylu. Zwykle go dopingowała. Cieszyła się z jego
sukcesów. Sama też je osiągała. Była uznaną dziennikarką telewizyjną. Przez jej
ręce przechodziło wszystko, co potem widzowie oglądali w swych odbiornikach.
Elokwentna, inteligentna, dociekliwa, umiejąca dostosować się do każdej
sytuacji, potrafiąca sprostać każdemu zadaniu, jakie było przed nią stawiane.
Takie złote dziecko redakcji.
Nienaturalne
zachowanie Urszuli nie uszło uwadze samego Franciszka. Przeszła mu przez głowę
myśl, że to przez zazdrość, ale natychmiast ją przegonił. „Co mogło stać się
przez kilka godzin mojej nieobecności, że tak drastycznie zmienił się jej
nastrój?” — zaczął się zastanawiać.
—
Karolek, nie męcz już tatusia, daj mu odpocząć po tak emocjonującym dniu — w
końcu się odezwała. — Zjesz coś? — zwróciła się do męża.
— Nie,
kochanie. Nie jestem głodny. Mieliśmy wypasiony catering. Stół szwedzki, a na
nim dosłownie wszystko: owoce
morza,
roladki mięsne faszerowane grzybkami, deska włoskich serów, a jakie wędlinki...
hmmm... Palce lizać! — Na samo wspomnienie mężczyźnie pociekła ślinka. — Ale
chętnie napiję się kawy w twoim towarzystwie — dodał naprędce.
— Zaraz
zaparzę, tylko położę Karolka do łóżka — odpowiedziała kobieta, ale zupełnie
beznamiętnie.
—
Słyszałeś, bąbelku! Czas na drzemkę.
— Ależ
mamusiu! — próbował sprzeciwiać się chłopiec.
— Jesteś
przeziębiony, musisz dużo odpoczywać, żeby szybko wrócić do pełni sił —
argumentowała matka.
— No
dobra, już dobra, ale pod jednym warunkiem: medal idzie ze mną do łóżka! — z
właściwą sobie stanowczością postawił ultimatum chłopiec.
— A nie
uważasz, że wypadałoby zapytać o pozwolenie właściciela... - przystopowała go w
tych zapędach matka.
— A
racja! — Tatusiu, tatusiu, pozwolisz? Proszę, proszę, proszę! — usilnie
upraszał chłopczyk, dołączając do tego tak cudownie słodką minkę i cudnie
mrugające oczka, że ojciec nie był w stanie odmówić. Tatko zrobił jednak
poważną minę i podparł ręką brodę, pozorując, że się zastanawia. Zaraz potem
uśmiechnął się szeroko i w końcu przemówił:
— No
dobra, zgadzam się.
Ledwo
rodzic skończył to mówić, maluch z impetem wskoczył mu na kolana i obdarował
gorącym buziakiem i silnym przytuleniem.
—
Dziękuję, dziękuję, dziękuję!
--- OK synku, to teraz czas do łóżka, śpij sobie
spokojnie, a ja pójdę wziąć prysznic.
Po tym
zabawnym przedstawieniu Urszula zabrała Karolka do jego pokoju. Po ekscytującym
dniu chłopiec z odznaką w rękach zasnął w mgnieniu oka. Kobieta zaś zaparzyła
obiecaną mężowi kawę. Wspaniały aromat błyskawicznym tempem rozniósł się na
cały domu.
—
Wyborny zapach, prawdziwa uczta dla nozdrzy — ekscytował się Franek, wdychając
głęboko do płuc te aromatyczne
opary.
Wychodząc z łazienki przesunął rękami po mokrych włosach. W przelocie ucałował
jeszcze żonę w policzek. Ten wyraz czułości został przyjęty beznamiętnie.
Oboje
usiedli przy stole, a Urszula rozlała kawę do dwóch filiżanek. Następnie wyjęła
z lodówki ciasto w prostokątnej brytfannie.
— Nie
wierzę, czyżby... — zaciekawił się jej mąż, gdy ten znany mu i uwielbiany szarlotkowy zapach dotarł do jego nozdrzy.
— Tak,
zrobiłam ją dla ciebie — ucięła krótko kobieta, nie patrząc nawet na adresata
słodkości.
— Kocham, kocham, kocham... — mężczyzna zatarł
ręce i dorzucił: — Złotko, dziękuję, jesteś niezastąpiona. Pychotka!
Wstał i
ponownie z wdzięczności pocałował żonę w policzek. Ten gest z jego strony
został przyjęty beznamiętnie. Kolejny raz. Ale Franek nie zraził się chłodem
połowicy i posunął się dalej w swych pieszczotach. Objął żonę, złapał za
pośladki i przyciągnął ją do siebie.
—
Franek, nie teraz! — kobieta natychmiast go skarciła.
— W
porządku, masz rację — niedoszły kochanek odpuścił.
— Nie
wszystko naraz. Zostawmy sobie coś na później. Przyjemności trzeba dawkować.
Najpierw szarlotka.
Pani
domu ukroiła mężowi porcję ciasta i podała mu na talerzyku, a następnie
nałożyła drugi kawałek dla siebie. Po jej minie było widać, że nie ma na nie
apetytu, tym niemniej wypadało jej dotrzymać mężowi towarzystwa. Wszystko
robiła w milczeniu i ze spuszczoną głową. Nie umknęło to uwadze policjanta.
—
Karolek jeszcze gorączkował? — zapytał w końcu, aby przełamać tę niezręczną
ciszę.
— Już
nie. Był w gorączce, ale tej amokowej, jak zobaczył cię w telewizji.
Podskakiwał, klaskał, krzyczał, całował nawet
ekran...
—
Kochany szkrab... — podsumował z dumą ojciec. — Uleńko, a tak w ogóle to jak
się prezentuję przed kamerą? —
zapytał
z ciekawości, chociaż wiedział, że zabrzmiało to kulawo. I narcystycznie...
—
Świetnie. Masz medialną twarz — usłyszał w odpowiedzi, co niesamowicie
podłechtało jego męskie ego.
— Skoro
tak mówisz… Kto jak kto, ale ty znasz się na tym doskonale.
Po tej
krótkiej wymianie zdań znów zapadła podejrzana cisza. Siedzieli w milczeniu nie
patrząc na siebie, co stawało się coraz bardziej niezręczne. Franciszek
postanowił w końcu przeciąć tę głuszę.
— No
dobra, moja droga. Koniec tej komedii. Powiedz, co się stało?
— Nic, a
o co chodzi?
— Dobrze
wiesz, o co mi chodzi. Czy do czegoś doszło pod moją nieobecność?
— Nie,
skądże.
—
Kochanie, proszę cię, nie zbywaj mnie w ten sposób. Znam cię dobrze i widzę, że
coś cię nurtuje. Wiesz przecież, że
możesz
mi powiedzieć o wszystkim. Więc?
Po tym
komunikacie znów na chwilę zapadła cisza, podczas której oboje wpatrywali się w
siebie bez słów. Tym razem Urszula spojrzała głęboko w oczy męża bez wahania,
nie jak do tej pory. Z trudem wytrzymywała jego przenikliwy wzrok.
—
Dostałam telefon z redakcji — zaczęła wyrzucać z siebie pojedyncze zdania.
— I to
cię tak dręczy? Przecież takich telefonów dostajesz co najmniej kilka w ciągu
dnia — stwierdził mężczyzna. Zobaczywszy minę żony, szybko uświadomił sobie, że
to jednak nie był telefon z cyklu „mamy newsa”.
— Co się
stało? Co od ciebie chcieli? Masz taką minę, jakby cię co najmniej zwolnili —
zażartował, a na jego twarzy zagościł nawet ironiczny uśmiech, który jednak
natychmiast zgasł. Widząc śmiertelnie poważną twarz żony, pomyślał, że to może
być właśnie ta informacja. Oczy Franka zaświeciły się więc niebezpiecznie. Ale
może to i w porę, wobec tego, co Urszula miała zamiar mu oznajmić.
— Ula
zwolnili cię? — powtórzył, ale tym razem w formie pytania.
— Nie,
skądże.
— No
właśnie, co za absurd! Jak mogłem nawet tak pomyśleć... Jak można pozbywać się
takiej perełki z redakcji! — Mąż pokręcił głową z niedowierzaniem, nie
pojmując, dlaczego przeszedł mu przez myśl tak niedorzeczny pomysł.
— Ula, do cholery! To o co chodzi?! Wyrzuć to
w końcu z siebie! — Franciszek zmienił wreszcie ton na bardziej szorstki, ostry
i zdecydowany.
—
Pamiętasz, jak ci mówiłam, że jest do obsadzenia stanowisko korespondenta w
Stanach Zjednoczonych? — dziennikarka zaczęła nieśmiało wyjaśniać.
—
Pamiętam, no i co? Marysia doczekała się tej nominacji?
— Nie,
to ja dostałam taką propozycję — nareszcie wydusiła to z siebie. — A właściwie
nie propozycję, ale polecenie służbowe — naprędce dodała.
Zamilkła
na moment, bacznie obserwując przy tym twarz męża, która milcząco przekazywała
jej komunikat: „Zaraz, zaraz, chyba się przesłyszałem!” . Ten przez chwilę
milczał, bo nadal nie był pewien, czy usłyszał to rzeczywiście, czy mu się
tylko wydawało.
—
Naczelny zaproponował mi...
—
Żartujesz sobie? — w końcu Franciszek przemówił, przerywając żonie. Ta
śmiertelnie poważna pokręciła przecząco głową.
— Jak to
ty? Jakie polecenie służbowe? Przecież tak nie można... to nie jest podróż do
innego miasta. A Marysia? Przecież to ona... Nie rozumiem, jak można komuś...
dlaczego... — rozpoczynał kolejne zdania, ale żadnego nie kończył. — Urszula,
uszczypnij mnie, bo nie wierzę, że to się dzieje naprawdę. — Chciał jeszcze raz
się upewnić, że to nie sen.
— Na
kolegium podjęto decyzję, że to ja będę najodpowiedniejszą osobą na tym
stanowisku. Uzasadnili to w ten sposób, że jestem po amerykanizmie, dobrze
władam językiem angielskim, mam duże doświadczenie w pracy przed kamerą...
— I masz
rodzinę! Męża, syna, dom... Tutaj! — Franciszek natychmiast wytoczył
kontrargumenty.
—
Franek, to jeszcze nie wszystko...
— Nie
wszystko? Masz dla mnie jeszcze jakieś rewelacje? Chociaż tej chyba już nic nie
przebije!
— Po
powrocie zostanę szefową działu zagranicznego.
— Brawo!
No, świetna rekompensata — skwitował krótko. Zaraz potem zaczął nieco dłuższy
wywód, z tym, że ton jego
głosu
był już inny niż jeszcze parę minut wcześniej — był podniesiony, wyraźniejszy,
głośniejszy.
— A co z
Karolkiem? Co ze mną? Przecież ja tu mam świetną pracę. Karolek ma szkołę, mamy
przyjaciół, rodziców. Ledwo co wprowadziliśmy się do naszego nowego domu.
Jeszcze nie zdążyliśmy się nim nacieszyć.
— Ale
Franek, to kontrakt tylko na trzy lata!
— Aha! I
ten argument ma sprawić, że przyjmę tę wiadomość bez słowa protestu? Tylko trzy
lata? Świetnie!
— Chcesz
nas tu samych zostawić na trzy lata?
—
Oszalałeś! Nigdy was nie zostawię!
— No to
jak ty sobie to wyobrażasz?
Na
moment zapadła cisza.
—
Myślałam, że wyjedziemy wszyscy razem... — wreszcie nieśmiało zaproponowała, z
dużą dozą niepewności w głosie,
bacznie
obserwując przy tym reakcję męża. A ta była dość żywiołowa. Mężczyzna nagle
wstał i począł krążyć po kuchni.
Mocno
ściskał w dłoni filiżankę z kawą, tak że można było odnieść wrażenie że zaraz
ją zgniecie.
—
Odpowiedz brzmi NIE! — w końcu wrzasnął.
—
Urszula! Ja mam tu pracę, którą kocham, w której się realizuję. Karolek ma
szkołę, do której w końcu się przekonał. Przecież wiesz ile czasu mu to zajęło.
Mamy dom, do którego dopiero co wprowadziliśmy się. Tyle o nim marzyliśmy.
Chcesz to wszystko zostawić i zaczynać od nowa? Przecież nie mamy już po
dwadzieścia lat, żeby tak przenosić się z miejsca na miejsce.
— Wiem,
wszystko to wiem! — kobieta w pełni rozumiała argumenty męża, w stosunku do
których ciężko nawet było wytoczyć kontry.
— No to
wcale nie musisz godzić się na tą propozycję!
—
Oczywiście, nie muszę, ale wtedy… wiesz co ze mną będzie... Franek! Nie musimy
podejmować dzisiaj decyzji. Mamy jeszcze trochę czasu, żeby to przemyśleć.
Dorocie kończy się kontrakt dopiero za miesiąc.
— Ale tu
nie ma nad czym myśleć! — Franek zrobił kolejne kółko wokół kuchni,
przedstawiając dalsze swoje argumenty:
— Urszula!
Wiem, że potrzebujesz się realizować, udowodnić wszystkim, że stać cię na
więcej i więcej. Ale tak realistycznie, to co? Wyjedziemy do Stanów, ja
zrezygnuję z pracy, Karolek ze szkoły, zostawimy dom. Nie mamy pewności, że tam
nasz synek się zaaklimatyzuje, że ja coś znajdę dla siebie. Nie mamy tam
rodziny, przyjaciół. Tam jest zupełnie inny klimat, zupełnie inne życie. Czy my
naprawdę powinniśmy zastanawiać się nad taką propozycją? Urszula, proszę cię
zachowaj zdrowy rozsądek!
— Ale
Franek... — kobieta próbowała jeszcze podjąć polemikę.
— Nie ma
żadnego „ale”! — uciął krótko mężczyzna i wykonał ruch ręką na znak, że temat
skończony. Ostentacyjnie zasunął krzesło do stołu i nerwowym krokiem opuścił
pomieszczenie.