– Jak się pani czuje? – zapytał lekarz.
Kobieta mimo ograniczonej zdolności logicznego myślenia wyczuła, że jego pytanie było raczej kurtuazyjne niż podyktowane rzeczywistą troską o jej samopoczucie, więc nie udzieliła na nie odpowiedzi, tylko wodziła nieufnym wzrokiem po członkach personelu medycznego. Od lekarza, przez pielęgniarkę, po psychologa. „Co się dzieje? Po co oni tu wszyscy przyszli?” – pytania piętrzyły się w jej głowie. Doktor obejrzał jej opatrunki na nodze, po czym przeszedł do meritum.
– Pani Célio. Jesteśmy tu wszyscy po to, aby pomóc pani podjąć bardzo ważną decyzję.
Słowa te zdawały się potwierdzać przypuszczenia kobiety. Przypuszczenia, że sytuacja jest skomplikowana.
– Jaką, do cholery, decyzję?! – wybuchnęła poirytowana tymi podchodami.
– Proszę się nie denerwować, już pani wszystko wyjaśniam – kontynuował lekarz.
Przysunął krzesło do łóżka i powoli, bez używania skomplikowanego języka medycznego, począł tłumaczyć kobiecie sytuację.
– Chcemy pani pomóc w podjęciu decyzji o oddaniu narządów pani córki.
– Nie wierzę! Nie wierzę! Nie wierze, że to się dzieje naprawdę! – powtarzała w kółko, kręcąc z niedowierzaniem głową, w nadziei, że się przesłyszała.
Doktor zaś kontynuował spokojnym tonem:
– U pani córki… – zaczął, ale jego wypowiedź natychmiast została przerwana.
– To znaczy, że ona tutaj jest?
– Tak. Fatima przebywa u nas w szpitalu, ale nie możemy jej już pomóc. Niestety, potwierdziła się diagnoza postawiona przez lekarza na miejscu zdarzenia. Stwierdzono u niej śmierć mózgu, czyli faktycznie prawdziwą śmierć. Ustało krążenie krwi w mózgu, co spowodowało jego nieodwracalne uszkodzenie. Ponieważ bardzo szybko po zdarzeniu trafiła do nas, podłączyliśmy ją do aparatury podtrzymującej życie, ale tylko po to, żeby jeszcze przez pewien czas utrzymać pracę pozostałych narządów. Ale faktycznie ona już nie żyje. Po przeprowadzeniu serii specjalistycznych badań stwierdziliśmy, że może być ona dawcą organów dla innych potrzebujących, którzy ucierpieli w zamachach. Mamy w szpitalu masę rannych w krytycznym stanie. A ona była zdrową dziewczynką…
– Skoro ona tutaj jest to ją ratujcie! Niech pan nie opowiada mi takich rzeczy! Słyszy pan ?! Słyszycie?! Ratujcie ją! Na co jeszcze czekacie! Jeśli trzeba, weźcie narządy ode mnie i ratujcie ją! – kobieta wrzeszczała jak w transie na cały pokój.
– Niestety, nie możemy już nic dla niej zrobić. Ale ona może zrobić wiele dla innych. Podarować im najwspanialszy dar. Życie. Dlatego potrzebujemy pani zgody. Wiem, że to nieodpowiedni moment, ale decyzję trzeba podjąć szybko, zanim…
– Zanim co?! Zanim moja córka pójdzie do piachu?! – matka dziewczynki przerwała mu z wściekłością w głosie.
– Zanim będzie za późno dla innych – dokończył lekarz.
Célia wybuchła płaczem. Łzy leciały jej ciurkiem po policzkach. A rozmowa trwała.
– Mam pozwolić na pokrojenie mojego dziecka i odarcie go ze skóry jak jakiegoś świniaka?!
– Zapewniam, że podczas zabiegu ciało zmarłego traktowane jest z należytą czcią. Z jego ciała wyjmowane są tylko te narządy, które zostały zakwalifikowane do przeszczepu. Pani córeczka nie życie, więc nie będzie czuła żadnego bólu. Zapewniam też, że…
– Dość już! Dość! Niech pan przestanie mi opowiadać takie szczegóły! Nie chcę tego słyszeć!
– Wiem, że jest to bardzo trudny dla pani moment. Dla nas wszystkich. To, co stało się wczoraj, jest szokiem nawet dla nas, choć niejedno podczas naszej pracy już widzieliśmy. Wiem, że czuje pani złość i bunt, to naturalny etap w konfrontowaniu się ze śmiercią kogoś bliskiego. Pomożemy pani przez to przejść. Tymczasem proszę się zastanowić, spokojnie przemyśleć sprawę. A może właśnie taki gest nada tej… niepotrzebnej, tragicznej, zupełnie niezrozumiałej śmierci jakiegoś sensu?
– Mój mały, kochany aniołek!
– Pani aniołek zapewne poszedł prosto do nieba, ale niech nie zabiera tam swoich narządów. Są potrzebne tutaj.